TWÓJ TEKST NA FAMIE
Weronika Stencel

“Człowiek rosnąco-malejący”

Zdarzyło się, że do Obituriantów przyszedł człowiek rosnąco-malejący, wargowo rozchylony i gardzielowo czysty. Do jego gardła przeróżni ludzie wrzucali najgorszego typu obrzydlistwa: oleiste oczy jaguarów popsikane wodą kolońską, mysie trutnie z oponami, lizaki maczane w jamach grzechotników, klejone bułki dawno zużytymi plastrami. Nic z tych rzeczy nie zabrudziło jednak jego gardła, wciąż nieskazitelnego, pochłaniającego wszystko, co tylko przychodzi do głowy. Sam zachęcał by próbować i podziwiać. Brzydzić się i cieszyć. Szokować i uspokajać. Twierdził, że jest doskonale przygotowany do wyzwań i dopasowany do ich braku. Karnety drogo-wątłe trzymał w lewej krynicy swoich spodni, wymachując rękawami i kołnierzami, głównie dla niepoznaki. Twierdził, że sposobem na szczęście jest ciągłe odwracanie uwagi od wszelakich puent, przez co przejawy jasnych sytuacji oblewał starą kawą i odchodził. Malejące oczekiwania wobec życia stawiał na piedestale swojej wypowiedzi, a rosnącymi ambicjami wywijał, kiedy zachciało mu się zrobić wrażenie na rozmówcy. Najczęściej grywał w karty obgryzione zębem i przykryte wapiennym kurzem, kiedy tylko decydował się bawić lub niepokoić. Niedopasowane do jego wzrostu i muskulatury ubrania rozlewały się w lewo i prawo, tak, że raz zdawał się niesamowicie umięśniony, innym razem zaś drobny i skulony. Zdarzało się, że ukradzione bidony przejeżdżających rowerzystów wkładał sobie pod wywijaną czapkatte, ażeby schłodzić czoło i pęki fioletowych włosów. Kroczył jakby mazią, łypaniem, tak jak oko dzikiego rajdera łypie niezadowolone na idących ślamazarnie po pasach przechodniów. Był to człowiek bliski załamaniu i jednocześnie mocny, obity skórą grubą, łuszczącą się gdzieniegdzie jak rurki z kremem. Z dzieciństwa pamiętał tylko niedokończone bajki i przedwcześnie uderzone kolano, które do dzisiaj nie pozwalało mu całkowicie postawić stopy na powierzchni, zakrzywiając krok.

Gdy przybył na festyn Obituriantów, wydobył z siebie mokate cappucino, będąc przygotowanym na puentującego woźnego, tuż przy bramie. Najpierw rozejrzał się wokół, zagęścił kawałek trawy i pozostawił jej nowy wyrost, gotowy na potencjalne przewrócenie przechodnia. Wchodząc przez bramę, na znak wielkiego dźwięku w kształcie pytajnika, wykonał serię pozornych przywitań wyginając ciało w niewytłumaczalne dla oka strony. Ów dźwięk wydobywał się z wielkiego, mokrego dzwonu, a unoszący się, wybrzmiały już pytajnik leciał wodą na głowę woźnego. Obiturianci swoją siedzibę umieścili w samym centrum rozległego trawnika, w otoczeniu gumowych drzew, ale jeszcze na styku natury pierwotnej z korzeniami. Zaraz obok widać było dosyć duże zbiorowisko ogonów wiewiórek, które jako element ożywiony radziły sobie bez ciała ssaków. Ogony zajęte były podłączaniem elektrycznego lampionu, do którego potrzebowały rozległego kabla. Znani ze swojej przewrotności Obiturianci słynęli z odbywającego się na przełomie sierpnia Festynu Wyzwanerii, do którego przybywali zaproszeni i zapisani goście. Jako przykład można wymienić granulowanych facetów i facetki mikrogrudy, malowaną zgraję misianerów, leciwe styki guzów wytwornych, magdalenki i hrabiostwo malkontentów, czujne chrypy wskakujące na karuzelę jako pierwsze. Niedoinformowany człowiek rosnąco-malejący myślał o wejściu tam ot tak.

– Czego. – powiedział woźny ubrany w wielki kaftan niebezpieczeństwa z pięcioma stylowymi guziorami.

– Ciu, ciu, ciu. – odpowiedział człowiek rosnąco-malejący i wydobył jeden z bidonów, który niósł w czapkatym kroju głowy.

– Czego. – ponowił woźny, rozpinając jeden z guzików na widok powoli zbliżającego się Słońca, które trzymało w ręce zaproszenie na Festyn Wyzwanerii. Było jeszcze daleko, ale już grzało pobliskie kilometry.

– Mu, mu, mu. – odparł człowiek rosnąco-malejący i wlał sobie zawartość bidonu do rozchylonych ust. Płyn miał lekko perfumowany odcień.

– Ja pierdolkam. – rzucił woźny i musnął ręką kłódkę bramy.

Człowiek rosnąco-malejący jednym ruchem ręki zawłaszczył tępy klucz, zwisający z szyi woźnego i mruknął:

– Czego.

Woźny bez pretensji i żadnych protestów odrzekł:

– Do.

Człowiek rosnąco-malejący, zawiedziony brakującą falą oburzenia u woźnego, wtargnął na Festyn Wyzwanerii, po czym zawłaszczając cały teren swoim rosnącym ciałem, wypędził wszystkich Obituriantów. Zadziwiło go, że nikt z nich nie zgłaszał zażalenia, nie próbował walczyć ani kłócić się o prawo do użytkowania ziemi. Spakowani w oka mgnieniu Obiturianci byli już na drodze, skąd dochodziło do nich Słońce. Wściekły jak nigdy dotąd człowiek rosnąco-malejący, nie mógł wytrzymać ich obojętności, braku reakcji na jego haniebny, okropny czyn zawłaszczenia. Swoją krzywą nogą i pomarszczoną od kipiącego żalu stopą, kopnął naczelne władze Obituriantów w samo czółno tyłeczków. Według niego szli zbyt dostojnie, w zupełnym odwróceniu plecami. Krzyknął jeszcze:

– Trachunda!

Rozpadnięci i rozgrzechotani szczękami Obiturianci położyli się spokojnie na ziemi i pozwolili by wyrosły na nich wapienne groby. Słońce, które właśnie doszło na miejsce, spuściło na nich cieplutkie, żółte jęzory, utwierdzając ich wieczną sjestę. Wielki śmiech zapanował w ziemi, na znak, że nic już się nie wydarzy, a potęga człowieka rosnąco-malejącego to nic takiego w obliczu śmiertki.

– Nie wiedziane! – wyrzekł na koniec człowiek rosnąco-malejący.

Weronika Stencel – absolwentka kulturoznawstwa na UŚ w Katowicach i krytyki literackiej na UJ w Krakowie. Twórczyni działalności Tokosłów! Redaktor naczelna miesięcznika www.musisieukazac.pl – dofinansowanego przez Ministra Kultury w programie “Kultura w sieci” w 2020 r. Współtwórczyni eksperymentalnych audycji radiowych – PĘPĘPĘ, które prowadzi z Pauliną Pikiewicz. Otrzymała wyróżnienie w konkursie dziennikarskim SILESIA PRESS 2019 i główną nagrodę radiową na Festiwalu im. Marii Czubaszek w 2019 roku. Emituje w warszawskim Radiu Kapitał. Aktualnie zajmuje się tworzeniem scenariusza do filmu pełnometrażowego pt. “Pomagacze”, współpracując z warszawskim studiem Animoon i reżyserką Betiną Bożek. Jest autorką tekstu do filmu animowanego “Deserowy jamnik” (który otrzymał dofinansowanie Polskiego Instytutu Sztuk Wizualnych). Pracuje w Instytucie Literatury przy kwartalniku “Nowy Napis” w Krakowie. Zajmuje się transkrypcją do książki “Polarniczki” autorstwa Dagmary Bożek.

Partnerzy:

pomorze zachodnie

Pozostałe teksty w konkursie "Twój tekst na FAMIE":